Byłam upragnionym dzieckiem, mama z tatą bardzo mnie rozpieszczali. Gdy miałam dwa latka, tata poznał inną kobietę i rodzice się rozstali. Mama popadła w alkoholizm, z którego nie wyszła prawie do końca swoich dni. Wychowywałam się w atmosferze okresowego pijaństwa, kłótni i przemocy. W tym trudnym dzieciństwie wołałam do Boga, uciekałam do Niego, gdy było mi ciężko, płakałam i prosiłam Go o zmianę rzeczywistości. Prosiłam, żeby mama przestała pić, a gdy byłam już nastolatką, prosiłam o to, żeby moja przyszłość była dobra. Chciałam mieć męża bez nałogów, marzyłam, żeby stworzyć normalną rodzinę i dom pełen miłości. Przy Bogu było mi dobrze, ponieważ w trudnych chwilach czułam przy Nim spokój, miałam do Niego zaufanie i wierzyłam, że istnieje, chociaż wychowywałam się w domu, gdzie nikt się Bogiem nie interesował.
Niestety szybko o Bogu zapomniałam. Gdy wyjechałam na studia, wpadłam w złe towarzystwo. Szukałam akceptacji wśród nowych znajomych, pocieszenia w alkoholu. Chciałam podnieść poczucie swojej wartości poprzez flirtowanie. Świadomie, każdego dnia niszczyłam swoje życie. Zapomniałam o Bogu, ale On o mnie nie zapomniał i mimo, że ja byłam daleko od Niego, On realizował Swój plan dla mojego życia i pamiętał o moich marzeniach.
Pojawił się na mojej drodze chłopak, który poznał mnie w najgorszym momencie mojego życia. Byłam prawie na dnie, ale miłość jaką mnie obdarzył, była silniejsza. Nie zrezygnował ze mnie, zaczął o mnie walczyć i wyciągnął mnie z tego dna. Gdy skończyłam edukację, zaczęłam pracę w księgarni, tam usłyszałam pierwszy raz w życiu, że Bóg mnie kocha, że posłał z miłości Swojego Syna, Jezusa Chrystusa, na krzyż. Jezus umarł za mnie, za moje grzechy, abym mogła na wieczność cieszyć się relacją z Bogiem. Koleżanka, z którą pracowałam, powiedziała mi o Chrystusie, żywym Bogu, który może zmienić moją rzeczywistość, jeśli tylko Mu na to pozwolę i zaproszę Go do swojego życia. Zrobiłam to z radością i ciekawością zarazem, wiedziałam, że nic przecież nie tracę, a mogę tylko zyskać.
Poprosiłam w modlitwie, aby Bóg wybaczył mi moje grzechy, podziękowałam, że to Jezus zapłacił karę za nie i zaprosiłam Go, aby zamieszkał w moim sercu i był najważniejszy w moim życiu.
To była najlepsza decyzja, jaką podjęłam. Problemy w domu rodzinnym, nie skończyły się, ale Jezus pomagał mi przez nie przechodzić, dodawał mi otuchy i odwagi. Dzień przed ślubem przeczytałam fragment z Księgi Izajasza 54,10 „Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą”. Popłakałam się z wdzięczności, że w tak ważnym momencie mojego życia nie jestem sama, jestem przy boku mojego najcudowniejszego Przyjaciela, Jezusa Chrystusa, który zawsze potrafi mnie pocieszyć. Teraz mam męża, który nie ma żadnych nałogów. Mamy wspaniały dom, cudowne dzieci i jesteśmy szczęśliwi. Nie byłoby tak pięknie, gdyby nie to, że oboje przyjęliśmy Pana Jezusa do swojego serca i postanowiliśmy żyć z Nim na co dzień. On jest naszym Przyjacielem i zawsze jest w naszym domu na pierwszym miejscu. Dzisiaj jestem pewna, że mając Jezusa w swoim sercu, mam życie wieczne 1Jana 5,12: „Kto ma Syna ma życie, a kto nie ma Syna Bożego, nie ma też i życia. Bóg jest dobry i wierny, wysłuchał modlitw mojego dzieciństwa. On widzi nasze wszystkie problemy i słyszy wszystkie nasze westchnienia. Wysłuchał mnie i podarował więcej niż to, o co prosiłam.
Iwona
e- mail: iwona.mojahistoria@gmail.com